Poglądy na profesurę

Poglądy na profesurę

Dodano: 
Prof. Andrzej Zybertowicz
Prof. Andrzej Zybertowicz Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
Część środowiska naukowego nie oczekiwała rzetelnej oceny dorobku Andrzeja Zybertowicza, ale skutecznego zablokowania jego wniosku o profesurę.

Przystępuję do napisania tytułowej opinii na podstawie wyłącznie pracy naukowej, dydaktycznej i organizacyjnej Andrzeja Zybertowicza. Jego działalność publiczna i jego związana z tym publicystyka nie podlegają w niniejszej recenzji (opinii) żadnej ocenie, gdyż nie mają wpływu na ostateczne wnioski” – tak rozpoczyna prof. Marcin Król swoją recenzję dorobku toruńskiego naukowca, sporządzaną dla Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów (CK). Wstęp jest modelowy, bo tak też powinno wyglądać recenzowanie dorobku naukowego kandydatów do belwederskiej, czyli zwyczajnej profesury. Niestety, sama recenzja już modelowa nie jest, podobnie jak modelowe nie było całe postępowanie w tej sprawie.

Punkt 2 spisu dobrych praktyk, który widnieje na stronach CK, mówi: „Recenzent biorący udział w ocenie wniosku powinien odmówić udziału w procesie jego oceniania, gdy występuje konflikt interesów pomiędzy nim, a wnioskodawcą” (tak w oryginale – swoją drogą ciekawe, że na stronie instytucji zajmującej się przyznawaniem tytułów naukowych, pojawiają się błędy językowe: powinno być „pomiędzy nim a wnioskodawcą”, bez przecinka). Wśród wymienionych następnie szczególnych przypadków takiego konfliktu nie uwzględniono jednak sprawy być może dzisiaj najważniejszej: sytuacji, gdy recenzent i recenzowany siedzą w przeciwnych okopach na politycznej wojnie.

Przedwczesna "radość"

Na razie, wbrew informacjom mediów, nie podjęto jeszcze decyzji administracyjnej w sprawie profesury Andrzeja Zybertowicza na poziomie całej komisji – to stanie się dopiero 27 maja, przy okazji posiedzenia prezydium CK, na podstawie opinii Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych. To, co było opisywane jako decyzja komisji, było w istocie negatywną opinią tejże sekcji, która jednak nie ma statusu decyzji administracyjnej. Taki ma bowiem dopiero decyzja całej komisji. W jej ramach opinia sekcji może zostać podtrzymana, czyli nastąpi odmowa, od której w normalnym trybie administracyjnym zainteresowany może się odwoływać. CK może też zdecydować odmiennie niż opiniująca sekcja, a także – wariant trzeci – powołać kolejnego tzw. superrecenzenta.

Za wcześnie zatem cieszył się prof. Tadeusz Gadacz, pisząc na Facebooku: „Środowisko naukowe stanęło na wysokości zadania. Wczoraj Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych odmówiła przyznania tytułu profesora panu Andrzejowi Zybertowiczowi”. Profesora Gadacza nie było wśród recenzentów pracy Andrzeja Zybertowicza, ale ton jego wpisu jednoznacznie pokazuje, że spora część środowiska naukowego nie oczekiwała rzetelnej oceny dorobku „pisowskiego naukowca”, ale skutecznego uwalenia jego wniosku o profesurę.

Spośród pięciu recenzji wszystkie kończyły się rekomendacją przyznania tytułu, ale dwie – prof. Marcina Króla i prof. Szymona Wróbla – otwarcie kpiły z recenzowanego. Niemalże entuzjastycznie te sarkastyczne recenzje przytaczały „Gazeta Wyborcza” i OKO.press. Ten ostatni portal, nastawiony otwarcie wrogo do obecnej władzy, pisze, przytaczając najpierw konkluzję recenzji prof. Wróbla: „»Pracę ściśle naukową Zybertowicza oceniam krytycznie, jego działalność organizacyjną i dydaktyczną więcej niż pozytywnie. Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest«. OKO.press podejrzewa – znając opinię, jaką cieszy się prof. Wróbel – że ta recenzja to złośliwy dowcip w stylu Milana Kundery. Sens recenzji jest przecież taki, że dorobek Zybertowicza jest kiepski, ale powinien zostać profesorem – ponieważ bardzo chce. I prowadzi doskonałą »działalność organizacyjną«”.

Dogmat o poczęciu III RP

Przy recenzji prof. Wróbla warto się zatrzymać. Jest znacznie dłuższa niż recenzja prof. Króla, która sprawia wrażenie napisanej na odczepnego. Zresztą sam prof. Król stwierdza na koniec lekceważąco, że „opinia moja jest wyjątkowo krótka, ponieważ przedstawione do oceny prace naukowe są nieliczne, a ich konkluzje na tyle niedopracowane, że trudno o polemikę”. Recenzja prof. Króla to trzy i pół strony, podczas gdy recenzje pozostałych opiniujących liczą sobie po 10 i więcej stron. Oni widzieli jednak materiał do polemiki i analizy.

Profesor Wróbel analizuje dorobek Zybertowicza w specyficzny sposób, zwłaszcza tam, gdzie ten dorobek jest w konflikcie z obowiązującą wśród części elit III RP kanoniczną wersją losów państwa. Skupia się w pewnym momencie na głośnej swego czasu anglojęzycznej książce toruńskiego socjologa, napisanej wspólnie z Marią Łoś, „Privatizing the police-state: the case of Poland” (książka została wydana w 2000 r. w Nowym Jorku). Oto jak tezę książki referuje prof. Wróbel: „W tej książce znajdujemy […] próbę obrony tezy, zgodnie z którą PRL było państwem policyjnym, gdzie życie obywateli, w tym polityka i gospodarka, poddane były kontroli instytucji sektora bezpieczeństwa. Autorzy wyprowadzają z tej ogólnej przesłanki wniosek, że transformacja ustrojowa państwa policyjnego nie mogła się odbyć bez jakiejś zgody czy współudziału w tym procesie tajnych służb. Stąd już tylko krok do twierdzenia, że cała transformacja i cały układ postkomunistyczny pozostaje w obrębie oddziaływań owych tajnych służb. […] Trudno mi zaakceptować twierdzenie, że ład polityczny po »okrągłym stole« jest wynikiem kontroli i formowania tego ładu przez przedstawicieli dawnego urzędu bezpieczeństwa, i to nie z powodu wyparcia lub nieświadomości, ale z powodu uznania złożoności i wielorakiej determinacji wszelkich zjawisk społeczno-historycznych”.

Zauważmy: prof. Wróbel nie poddaje tu krytycznej analizie ani metodologii pracy Andrzeja Zybertowicza, ani nie wskazuje jej konkretnych wad. Tłumacząc z naukowego na polski, pisze po prostu: nie zgadzam się, bo nie i koniec. Trudno uznać, żeby w tym stwierdzeniu chodziło o coś więcej niż sprzeciw wobec podważania dogmatu o poczęciu III RP w warunkach narodowej zgody między patriotami komunistami i patriotami z Solidarności. Kończenie natomiast opinii o dorobku naukowca kpiarskim passusem, którym tak zachwyciło się OKO.press, jest kompromitujące dla recenzenta. To samo dotyczy zresztą prof. Marcina Króla.

Korowody wokół profesury Andrzeja Zybertowicza trudno interpretować inaczej niż jako skutek napięć politycznych. Konkluzje wszystkich pięciu recenzji były dla torunianina pozytywne, nawet jeśli dwie z nich utrzymano w ironicznym tonie. A konkluzja to konkluzja, to powinno zamykać sprawę. Mimo to powołano najpierw jednego superrecenzenta (recenzującego i dorobek kandydata, i zwykłe recenzje) – prof. Mirosławę Marody, a potem jeszcze jednego – prof. Krzysztofa Gorlacha. Superrecenzenci pojawiają się zwykle wówczas, gdy nie ma zgodności wśród zwykłych recenzentów. Tutaj formalnie była, najwyraźniej CK uznała jednak, że to zgodność udawana, bo profesorowie Król i Wróbel w istocie nie byli za, ale puszczali tylko oko. Oboje superrecenzenci wyrazili opinie negatywne. Tych superrecenzji jednak nie znamy. Nie ma ich na stronie komisji.

O staraniach o profesurę Andrzeja Zybertowicza ciekawie napisał prof. Jan Hartman, skądinąd stojący ideowo tak daleko od toruńskiego socjologa, jak tylko można sobie wyobrazić: „Andrzej Zybertowicz nieraz mówił rzeczy ekscentryczne […]. Ale z powodu »opowieści dziwnych treści« nie można nikomu odmawiać profesury, która jest wszak tytułem naukowym, nadawanym (bądź nie) ze względu na prace naukowe kandydata, a nie za wypowiedzi publicystyczne”. Dalej prof. Hartman stwierdza jednak: „Można by więc przypuszczać, że niepowodzenie Zybertowicza wynikło z niechęci recenzentów i większości członków CK, którzy przecież mogą być antyrządowi. Znam tę sprawę na tyle dobrze, iż mogę stanowczo temu zaprzeczyć. Tak nie było – względy ideologiczne mogły tu oddziaływać tylko marginalnie, i to w dwie strony, czyli zarówno na niekorzyść, jak i na korzyść kandydata”.

Czy na pewno? Profesor Marcin Król był jednym z sygnatariuszy przedsądowego wezwania, skierowanego do Andrzeja Zybertowicza ze jego słowa, wygłoszone podczas debaty licealistów o Okrągłym Stole w lutym tego roku: „Dzisiaj wielu obserwatorów i komentatorów Okrągłego Stołu nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy, po rozmowach Okrągłego Stołu, gdy powiedział: podczas Okrągłego Stołu władza podzieliła się władzą ze swoimi własnymi agentami”. Jeśli to nie jest konflikt interesów pomiędzy recenzującym a recenzowanym, to nie wiem, co nim może być. Drugi superrecenzent, prof. Gorlach, podpisał w 2016 r. list do wicepremiera Glińskiego, atakujący rząd za zmiany w Trybunale Konstytucyjnym.

Można oczywiście powiedzieć, że w sytuacji skrajnie ostrego konfliktu politycznego zawsze znajdą się tego typu epizody. Może i tak, ale ich istnienie budzi wątpliwości co do bezstronności recenzentów.

Łabędzi śpiew

Po opinii CK podniosły się głosy, że być może prezydent mógłby tutaj zadziałać podobnie jak w przypadku sędziów i uznać, że stanowisko komisji nie jest dla niego wiążące. Mógłby po prostu nadać Andrzejowi Zybertowiczowi tytuł bez poparcia CK. To byłoby jednak rozwiązanie fatalne, także dla zainteresowanego. Po pierwsze, budziłoby kolejne wątpliwości konstytucyjne (CK jest organem administracji). Po drugie, stawiałoby prezydenta w jeszcze silniejszej kontrze wobec środowisk profesorskich, w większości niechętnych obecnej władzy. Po trzecie, Zybertowicz zostałby już na zawsze „profesorem od Dudy”. Zakładam, że sam by tego nie chciał.

Może zatem rozwiązaniem systemowym byłoby w ogóle zlikwidowanie tytularnej profesury, której przecież w wielu krajach nie ma? Nie zna jej imponujący dorobkiem naukowym świat anglosaski. Tam profesorowie są tylko kontraktowi. Takiej zmiany jednak w perspektywie na razie nie ma. Jest inna: spór w sprawie profesury dla Zybertowicza to łabędzi śpiew Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, bo od 2020 r. jej rolę przejmie Rada Doskonałości Naukowej, której pierwsza kadencja rozpocznie się w czerwcu tego roku. Wejdzie do niej po troje przedstawicieli każdej dyscypliny naukowej, wybranych w odbytych już elektronicznych wyborach, w których mogli wziąć udział wszyscy doktorzy habilitowani i profesorowie. Ostateczne rezultaty mają być ogłoszone w tym tygodniu w piątek. Co ciekawe – to aż trzy tygodnie po zakończeniu głosowania, które trwało do 30 kwietnia.

Czy jednak przeniesienie uprawnień CK na RDN coś zmieni, gdy chodzi o bezstronność i rygor rzetelności przy przyznawaniu tytułów? Zapewne nie, bo przecież tak naprawdę istotą problemu nie jest ten czy inny system, ale załamanie się państwowego myślenia i jego zmiana w myślenie plemienne. Na wszystkich poziomach. A może po prostu państwowego myślenia nigdy nie było?

Artykuł został opublikowany w 21/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także