Unijne pieniądze za "praworządność"? Polska i Węgry łączą siły

Unijne pieniądze za "praworządność"? Polska i Węgry łączą siły

Dodano: 
Flagi Unii Europejskiej w Brukseli
Flagi Unii Europejskiej w BrukseliŹródło:PAP / Darek Delmanowicz
Propozycja przedstawiona przez Komisję Europejską wiąże budżet UE z kwestią praworządności. Ministrowie sprawiedliwości Polski i Węgier nie zgadzają się jednak na taki wariant. To m.in. efekt ustaleń Zbigniewa Ziobro i szefowej węgierskiego resortu sprawiedliwości, którzy rozmawiali na początku czerwca o współpracy między oboma krajami w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. Teraz temat powraca.

Tematem rozmowy z początku czerwca były m.in. działania Komisji Europejskiej, która dąży do tego, by wprowadzić możliwość zawieszenia bądź ograniczania wypłat z unijnego budżetu w oparciu o tzw. ocenę praworządności. Ministrowie sprawiedliwości Polski i Węgier uznali podczas rozmowy, że tego typu rozwiązanie miałoby charakter pozatraktatowy. Ich zdaniem stanowiłoby to naruszenie traktatów, poprzez przyznanie nieznanych traktatom kompetencji instytucjom europejskim, a w efekcie ograniczenie praw państw członkowskich. Tym bardziej, że wprowadzenie takiego mechanizmu umożliwiałoby działania o charakterze arbitralnym.

Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski zwraca za to uwagę na fakt, że zapis miałby rzekomo chronić interesy finansowe UE, ale w rzeczywistości byłoby odwrotnie, ponieważ chroniłby on praworządność według definicji KE za pomocą groźby zawieszenia, ograniczenia czy pozbawienia części środków budżetowych, na podstawie pozamerytorycznych przesłanek. Na taki zamysł wskazuje m.in. układ treści preambuły do projektu, której punktem wyjścia jest nie ochrona budżetu UE, ale właśnie definicja praworządności.

Warto też zwrócić uwagę na fakt, że sposób zdefiniowania w projekcie pojęcia "uogólnionych braków w praworządności" pozwala na dokonywanie niemal każdego powiązania dowolnego aspektu zasady praworządności z zagrożeniem dla budżetu UE. W myśl tej propozycji, KE otrzymałaby instrumenty pozwalające de facto sterować strumieniem finansowania, które będzie mogła stosować adekwatnie do oceny stopnia naruszenia w danym państwie członkowskim zasady praworządności.

W efekcie, środki na płatności i zobowiązania mogłyby zostać zawieszone, zredukowane, albo zamrożone. W myśl propozycji, KE miałaby również oceniać skuteczność proponowanych przez państwa członkowskie rozwiązań mających na celu wyeliminowanie stwierdzonego braku praworządności. Dopiero w momencie, w którym KE uzna, że usunięto braki, to środki zostałyby przywrócone. Tak rozległe uprawnienia KE rodzą ryzyko arbitralności dokonywanych ocen, choć zastosowane kryteria oceny powinny być proporcjonalne do zakładanych celów, obiektywne i weryfikowalne. Jednak projekt rozporządzenia nie spełnia tego założenia.

Przedstawione kryteria wydają się mieć charakter bardziej polityczny niż prawny, co rodzi ryzyko ich instrumentalizacji. Tym bardziej, że pojęcie "braków w dziedzinie praworządności” jest niezwykle płynne, choćby z uwagi na różnice w ustrojach władzy sądowej i organów śledczych występujące w różnych państwach UE, zaś aktualna debata polityczna ujawniła różnice w interpretacji zasady praworządności i jej granic.

Zbigniew Ziobro i Judith Varga zgodzili się podczas rozmowy, co do tego, że Unia Europejska dysponuje już efektywnymi narzędziami ochrony unijnego budżetu, a praworządność nie powinna stanowić narzędzia służącego do kreowania podziałów. Wystarczy wspomnieć choćby o dyrektywie o ochronie interesów finansowych UE z wykorzystaniem prawa karnego, czy rozporządzeniu wdrażającym wzmocnioną współpracę w zakresie ustanowienia Prokuratury Europejskiej.

Podstawa prawna projektowanego rozporządzenia to art. 322 ust. 1 lit. a TFUE, który jest wykorzystywany dla ochrony interesów finansowych UE i umożliwia przyjęcie zasad finansowych określających w szczególności warunki uchwalania i wykonywania budżetu oraz przedstawiania i kontrolowania rachunków. Należyte zarządzanie środkami jest wprawdzie skorelowane z tym aspektem praworządności, który przewiduje istnienie systemu środków i procedur zapewniających skuteczną kontrolę decyzji podejmowanych w tym zakresie, ale na podstawie art. 322 TFUE nie powinno się przyjmować środków, które nie byłyby bezpośrednio związane lub wręcz konieczne do zapewnienia należytego zarządzania środkami wypłacanymi z budżetu UE. W szczególności art. 322 TFUE nie może być podstawą żadnych sankcji czy „środków” przewidujących de facto ich nałożenie.

Warto także przypomnieć, że negatywną ocenę propozycji Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady ws. ochrony budżetu Unii Europejskiej w przypadkach uogólnionych braków w zakresie praworządności w państwach członkowskich podzielają także Służby Prawne Rady UE w opinii z dnia 25 października 2018 roku. Wskazano w niej m.in., że mechanizm łączący ochronę budżetu z naruszeniami praworządności nie może przybrać formy rozwiązania niezależnego i autonomicznego względem art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, a tak jest w przypadku proponowanego rozporządzenia. W rzeczywistości mechanizm ten nie przewiduje niemal żadnej kontroli decyzji KE (poza głosowaniem w Radzie odwróconą większością kwalifikowaną), a co więcej, dubluje on mechanizm ochrony praworządności z art. 7 TUE i to nie mając podstaw w Traktatach.

Warto zwrócić również uwagę, że od czasu debaty w Parlamencie Europejskim uległa zmianie retoryka KE. Widać to zwłaszcza w uzasadnieniu projektu, gdzie podkreślono obawę przed wypłacaniem funduszy do państw, w których z braku niezależnego wymiaru sprawiedliwości trudno będzie się bronić przed korupcją czy uzależnieniem wypłat od opcji politycznej. Jeśli więc chronioną wartością ma być gospodarność, a nie praworządność, to powinno się przyjąć inne metody pomiaru. Brane pod uwagę powinny być np. dotychczasowe sposoby wydatkowania pieniędzy UE a nie ogólna zasada praworządności.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także